Tekst ten dedykuję wszystkim pasażerom komunikacji publicznej podróżującym bez masek na twarzy.
Po raz drugi od czasu lockdownu wybrałem się z rodziną na wycieczkę pociągiem. Za pierwszym razem, jakieś trzy tygodnie temu podróżowało z nami kilkanaście osób, wszyscy w maseczkach. W ten weekend nie było już tak dobrze. Pasażerów na trasie w obydwu kierunkach było więcej, jednak około 1/4 z nich albo maseczek nie miało, albo miało pod brodą. Niektórzy jedynie zakładali je przy wchodzeniu i wychodzeniu z pociągu. Niektórzy zakładali tylko podczas kontroli biletów. A jeszcze inni mieli to po prostu gdzieś. I pomimo wygłaszanych z głośnika co przystanek komunikatów nie podjęli wysiłku umysłowego w celu zastanowienia się, po co ten obowiązek. Nie pomagali im w tym także kierownicy pociągów, od których można by oczekiwać, że będą stać na straży obowiązujących na pokładzie przepisów.
A przecież mamy prawo do czucia się bezpiecznie na pokładzie pociągu. Ja i moja rodzina. Dlaczego, skoro jest zakaz podróży bez zakrytej twarzy, musimy tolerować tych, którzy go łamią? Dlaczego sami możemy siedząc godzinę w dusznych maskach chronić zdrowie siedzących niedaleko mądrali, którzy wiedzą lepiej; a w nagrodę musimy być skazani na wdychanie roznoszonych być może przez nich zarazków COVID-19? Dlaczego, gdy zwracam uwagę młodym, wyglądającym na dosyć inteligentnych, ludziom bez masek, słyszę śmiech i lekceważenie?
Gdybyż to jeszcze się zdarzyło w pojeździe komunikacji miejskiej, mógłbym powiedzieć sobie – pojechałem kilka krótkich przystanków; kilka minut; na własne życzenie wsiadłem do autobusu czy tramwaju, w którym nie ma kto pilnować przestrzegania przepisów. Jest sporo skarg w mediach na takie zdarzenia. Ale to nie ten przypadek. Tu porządku na pokładzie pilnuje kierownik pociągu, są konduktorzy. I oni są od tego, aby przepisy egzekwować.
Ktoś pewnie skomentuje „Jak jesteś taki mądry, to co sam byś zrobił?”. Oto, co bym zrobił:
W dużej części pojazdów pasażerskich jest monitoring, więc kierownik pociągu mógłby od czasu do czasu zerknąć na obraz z kamer i sprawdzić czy twarze pasażerów są zakryte. Zwrócić uwagę przez interkom. Osoby nadal niestosujące się do przepisów – potraktować dokładnie tak, jak pasażerów pijanych lub podróżujących bez biletu. A zatem wyprosić z pociągu lub zgłosić na policję. Takie procedury są przećwiczone i stosowane.
To sprawiłoby, że większość pasażerów, którzy zdecydowali się na podróż koleją i stosują się do przepisów czułaby się bezpieczniej i pod dobrą opieką podczas swojej krótszej czy dłuższej podróży.
Dałem kolei drugą szansę. Na trzecią niestety, dzięki beztrosce niektórych, przyjdzie długo poczekać.
Wojciech Dinges, wiceprezes stowarzyszenia „Kolej na Śląsk”