Nocny terror w TLK "Posejdon" - relacja

Nocny terror w TLK "Posejdon" - relacja

17 lipca 2012 | Autor:
PODZIEL SIĘ

Wczoraj opisaliśmy groźną sytuację w pociągu TLK "Posejdon", do której doszło w nocy z soboty na niedzielę. Do składu wdarła się grupa chuliganów terroryzujących dzieci wracające z kolonii nad morzem. Podróżni nie doczekali się znikąd pomocy. Po naszym zainteresowaniu tym incydentem sprawę postanowił zbadać Urząd Transportu Kolejowego.

Fot. Dominik Skudlarski

O sytuacji, która wyglądała niebezpiecznie opowiedziała nam dziś Irena Kasperska-Dwórnik, kierowniczka dziecięcej kolonii rehabilitacyjnej, wracająca 14 lipca 2012 r. nocnym pociągiem TLK „Posejdon” z Kołobrzegu do Lublina.

W turnusie rehabilitacyjnym brało udział 35 upośledzonych dzieci. - To one przeżyły największy szok. Spały, gdy te łobuzy zaczęły krzyczeć, dobijać się do przedziałów i walić w szyby. Dzieci zbudziły się przerażone i krzyczały – opisuje Kasperska, która jest jednocześnie lubelskim rzecznikiem praw dziecka. - Wybiegłyśmy z jedną z opiekunek na korytarz. Kazałyśmy pozostałym pozamykać wszystkie przedziały i nikomu ich nie otwierać. Mimo to, do jednego z nich wtargnął agresywny mężczyzna, który przeklinał i żądał od dzieci biletów.

Gdyby nie nawałnica
Do dramatycznych chwili doszło, gdy pociąg składający się z kilkunastu wagonów stał w szczerym polu między stacjami Morzeszczyn i Smętowo w woj. pomorskim. Po przejściu w tamtym rejonie silnych nawałnic została zerwana sieć trakcyjna. Jednak nikt nie poinformował o tym pasażerów.

- Nie było nawet wzmianki o przyczynach postoju. Nie wiedzieliśmy dlaczego stoimy i jak długo to potrwa. W pobliżu nie było nikogo z obsługi, kto mógłby nam to wyjaśnić. To jeszcze potęgowało grozę sytuacji – relacjonuje Kasperska.

Pod stojący w ciemnościach pociąg podjechały samochody ze zgaszonymi światłami, z których wysiedli młodociani chuligani. Jak sądzi Kasperska mogli ich wezwać trzej podejrzani młodzi mężczyźni, którzy kręcili się po pociągu od samego Kołobrzegu. - Próbowaliśmy dzwonić pod telefon alarmowy 112. Policjanci, z którymi rozmawialiśmy obiecali zawiadomić Straż Ochrony Kolei. Nie rozumiem dlaczego tego nie zrobili – dziwi się lubelski rzecznik praw dziecka.

Podczas telefonicznej rozmowy policjanci poinformowali, że mają więcej zgłoszeń od pasażerów z tego pociągu. - To oznacza, że chuligani buszowali również w pozostałych wagonach. Dlaczego więc nikt z Policji ani ze Straży Ochrony Kolei nie przybył na miejsce? – pyta Kasperska.

Nikt nie pomógł
Po kilkudziesięciu minutach skład ruszył. Po przejechaniu ok. 3 kilometrów znów jednak stanął. - Te łobuzy wciąż były w pociągu. Cały czas było ich słychać. Obawiając się o nasze bezpieczeństwo, wyglądaliśmy, czy te samochody dalej za nami nie jadą – mówi kobieta. – W pewnym momencie zaczęłam chodzić po sąsiednich wagonach w poszukiwaniu jakiejkolwiek pomocy. Okazało się, że większość z nich jest pustych. Jedynie w wagonie za nami znajdowali się dwaj mężczyźni z rowerami. Niestety, nie byli oni skorzy do pomocy. Dopiero po całym zajściu jeden z nich do nas przyszedł zapytać się, czy nic się nie stało.

Z relacji Kasperskiej wynika, że także obsługa pociągu nie zareagowała na chuligańskie wybryki.
- Tuż za stacją Gdańsk konduktor sprawdził bilety. Kolejnego pracownika kolei zobaczyliśmy dopiero w Warszawie. Na jego widok wszyscy się bardzo ucieszyli. Ale było to już zdecydowanie za późno - zaznacza Kasperska. - Okazało się, że nie mogliśmy od niego oczekiwać wyjaśnień, czemu nikt nie przyszedł nam w nocy z pomocą, gdyż poprzednia drużyna już wysiadła z pociągu.

Niebezpieczna trasa
Konduktor, który wsiadł w Warszawie w rozmowie z Ireną Kasperską - Dwórnik przyznał, że na trasie między Tczewem a Morzeszczynem często dochodzi do tego rodzaju ekscesów.

- W związku z tym mam zamiar napisać do prezesa PKP Intercity pismo, nawet nie w formie skargi, a raczej postulatu, ponieważ uważam, że w pociągach nocnych, które przewożą grupy dzieci, powinny być zwiększone środki bezpieczeństwa - mówi rzecznik praw dziecka. - Kolej dawniej wynajmowała prywatną firmę ochroniarską i przez ten czas było spokojnie. Ze względu na zbyt wysokie koszty z tego zrezygnowano. Uważam, że w takich pociągach, które jadą przez pół Polski, do tego w nocy, powinna jechać jakaś drużyna, która od czasu do czasu przejdzie przez cały pociąg. Szczególnie wtedy, gdy ma on przymusowy postój.

Kasperska zwraca też uwagę na to, że PKP Intercity nie zadbało wystarczająco o sam komfort podróży. - Dodatkowo w wagonie, którym podróżowaliśmy od samego Kołobrzegu nie było bieżącej wody w toaletach. Ubikacje szybko się zapchały. Zgłaszałam to konduktorowi, który stwierdził, że nic na to nie poradzi. A podróż do Lublina, licząc wszystkie przestoje i opóźnienia trwała w sumie aż 16 godzin. Musieliśmy przeprowadzać dzieci do toalet w innych wagonach – mówi lubelska rzecznik praw dziecka. - Jak wyjeżdżaliśmy wszystko wydawało się w porządku. Zostaliśmy fachowo odprawieni. Pani naczelnik w Kołobrzegu była bardzo uprzejma. Otrzymaliśmy pomoc przy rezerwacji miejsc, gdyż okazało się, że jakiś pracownik tego nie dopełnił. Znalazła dla nas miejsca, sprawdziła przed wyjazdem, czy wszyscy mamy miejsca. Nic nie wskazywało, że pojawią się niedogodności.