J. Prześluga: część linii jest zbędnych

J. Prześluga: część linii jest zbędnych

07 grudnia 2012 | Autor:
PODZIEL SIĘ

Według byłego członka zarządu PKP S.A. i byłego prezesa PKP Intercity, Jacka Prześlugi, należy zlikwidować część linii kolejowych, ale nie powinien o tym decydować urzędnik ani polityk.

Fot. Adam Brzozowski

Jacek Prześluga wziął udział w konferencji sygnatariuszy listu otwartego, w którym środowiska kolejowe występują przeciwko planom likwidacji i usamorządowieniu części linii kolejowych. Przedstawiamy zapis jego wystąpienia:

„W relacjach pomiędzy koleją, PKP S.A. a zwłaszcza PKP PLK, a rynkiem istnieje pojęcie interesariuszy. To pojęcie obejmuje firmy przewoźnicze, ale także pasażerów kolei. Pozwolę nazwać się ich samozwańczym rzecznikiem.

Jestem jednym z nielicznych, którzy widzieli raport McKinseya w jego pierwotnej postaci. Było to 8 – 9 tys. km linii, które należało ściąć. Nie minęło wiele czasu, pan minister Massel mówił o 15 tys. km, czyli trzeba ściąć 4 – 5 tys. km linii. Dziś słyszymy hasło „3 tys. km linii do wycięcia”. Ale jednocześnie docierają do nas takie informacje, które podaje pan poseł Adam Szejnfeld, który chwali się, że udało mu się uchronić linię Piła – Ujście. Co to znaczy? Że można sobie coś planować będąc politykiem, urzędnikiem PLK, kimś w przestrzeni kolejowej i ustalać, że tniemy, modernizujemy albo nic nie robimy.

Uważam, że w Polsce część linii zlikwidować trzeba, bo one są zbędne. Nie ma co się oszukiwać, są zbędne z punktu widzenia pasażera, przewoźnika, samorządu i popytu. Ale nie może o tym decydować urzędnik ani polityk. Ci wszyscy interesariusze muszą o tym decydować a nie pojedyncze struktury.

Grupa PKP S.A. to stojąca na głowie wredna zołza, najpierw wycięła wszelki możliwy popyt ograniczając liczbę pociągów, nie walcząc o pieniądze. A następnie widząc skutki mówi, że musimy linie wyciąć, bo nie ma na nich pociągów. Pytanie – co zrobiliśmy marketingowo, aby przywrócić te linie do życia? Może trzeba tam dać stawkę 1 grosz za kilometr, żeby wrócił popyt? Tak się to robi.

Dla mnie to zadanie do kreatywnej roboty. Wykorzystując fundusze unijne należy ocalić linie od wycięcia, zagospodarować je. Przykład kompletnie z kapelusza: w Bieszczadach zaczęło się roić od Warszawiaków, widać przemieszczanie się ludności, także w Beskidy. Zamiast myśleć o potencjalnym popycie i budować lub modernizować linie, to się je wycina. Może dojedziemy jednym pociągiem do Zagórza i to wszystko.

Czy tak robi myślący menedżer? Myślę, że prezes Karnowski jest wykonawcą myśli politycznej, który musi wywoływać pewne tematy, bo mu kazano. Prezes Karnowski powiedział wczoraj tak: „Po analizie i zasięgnięciu opinii interesariuszy, doszliśmy do wspólnego wniosku, że dla dobra państwa etc”. Gdyby powiedział, że należy ograniczyć wielkość linii np. o 1274,5 km, to bym miał do niego, jako bankowca szacunek. Ale on mówi 3, 5 tys. km., 9 tys. km… a niech się przelicytuje. To jest bez sensu.

Analiza mówi, że możemy zaoszczędzić w PLK nie tylko na wycinaniu linii, ale na cięciach administracji czy centralizacji zakupów. To z tego się bierze oszczędność a nie z wycinania linii. Mam nadzieję, że ta inicjatywa [podpisanie listu przez środowisko kolejowe] obudzi ludzi spoza kolei. Chodzi o to, abyśmy mogli dojechać pociągiem z punktu A do B, w dobrej korzystnej relacji do innych form transportu."