7 listopada br. uruchomiono w trybie testowym pociągi z dworca głównego w Mińsku do międzynarodowego portu lotniczego. Pasażerowie narzekają jednak, że pociąg nie dojeżdża do samego lotniska i tuż przed trzeba przesiadać się na autobus.
Polskie składy PESY kursują z Mińska na lotnisko pięć razy na dobę. W każdym pociągu do dyspozycji pasażerów jest 145 miejsc siedzących. Komfort przejazdu jest porównywalny do tego na trasie Mińsk-Wilno: klimatyzacja, elektroniczne tablice informacyjne, niskie podłogi itp. Po drodze pociąg zatrzymuje się na jednej stacji - w Smolewiczach. Tu następuje zmiana kierunku jazdy pociągu, który udaje się następnie do portu lotniczego. Składy zatrzymują się jednak 550 m od samego lotniska. Pozostałą odległość pasażerowie mogą pokonać pieszo lub z pomocą podstawionego autobusu. Łączny czas podróży wynosi 70 minut. Dlaczego tak długo? Według słów białoruskiego ministra transportu i komunikacji Anatolija Siwaka obecna infrastruktura nie pozwala rozwijać prędkości 140 km/h. W drodze na lotnisko jest zbyt dużo przejść dla pieszych przecinających tory. W 2015 r. mają rozpocząć się prace związane m.in. z budową tunelów dla pieszych, co pozwoli zwiększyć prędkość pociągów kursujących na lotnisko.
Podróżni pytają także często dlaczego pociągi nie dojeżdżają do samego lotniska? Anatolij Siwak odpowiada im, że dojazd do samego lotniska wiązałby się z likwidacją popularnych na tym terenie dacz. Poza tym pociąg kursuje póki co w trybie testowym i jego uruchomienie jest częścią programu rekonstrukcji portu lotniczego w Mińsku. W miejscu gdzie obecnie pociąg kończy bieg ma powstać podziemny tunel, który połączy peron kolejki z nowym terminalem lotniska. Prace rozpoczną się w 2016 r. i zakończą po dwóch latach. Minister Siwak, podkreśla, że w tej sytuacji przedłużanie toru jedynie na rok nie ma sensu i jest zbyt kosztowne.
