Kolejowe Miasto-Ogród

Kolejowe Miasto-Ogród

01 marca 2015 | Autor:
PODZIEL SIĘ

Wiele jest w Polsce kolejarskich miasteczek, ale żadne nie ma takiego kolorytu jak leżący na trasie z Warszawy do Berlina Zbąszynek. To prawdziwa forteca na torach zbudowana przez Niemców przed II wojną światową na ówczesnej granicy z Polską.

Fot. Jacek Zemła

Osobnymi korytarzami poprowadzono tu ruch towarowy i pasażerski, wzniesiono jedną z największych w III Rzeszy lokomotywowni, a zbudowany w latach 20. ubiegłego wieku tutejszy dworzec ma 200 metrów długości. Pod torami umieszczono żelbetowe tunele, a obok gigantycznej stacji powstało osiedle kolejarskie zaprojektowane jako miasto-ogród.

Na miarę niemieckich aspiracji
Budowa stacji w Zbąszynku rozpoczęła się w latach 20. XX w. Ustalona Traktatem Wersalskim granica polsko-niemiecka odcięła Rzeszę od stacji węzłowej w Zbąszyniu, który pozostał po polskiej stronie. To zmusiło Niemców do zmiany przebiegu fragmentów linii Zbąszyń – Międzyrzecz i Zbąszyń – Sulechów tak, by możliwy był wjazd na nie po zachodniej stronie granicy. Przełożono więc kilkukilometrowe odcinki torów, a na głównej magistrali wiodącej z Poznania do Berlina przez Rzepin zbudowano tuż przed granicą potężną stację. Jej ogrom miał zapewne także podłoże propagandowe. Chciano pokazać Polakom, że straty terytorialne nie tylko nie zaszkodziły niemieckiej kolei, ale sprawiły, że stała się ona jeszcze potężniejsza i jeszcze doskonalsza. Dlatego stacja w Zbąszynku – nazywanym wtedy Neu Bentschen (Nowy Zbąszyń) – była niemal bez przerwy rozbudowywana aż do 1944 r. W efekcie powstał tu monstrualnych rozmiarów węzeł z zapleczem godnym hitlerowskiej megalomanii.

Luksusy dla kolejarskich rodzin
Nowo wybudowana stacja potrzebowała kolejarzy. Ponieważ w okolicach zamieszkiwali wcześniej sami rolnicy, postanowiono sprowadzić fachowców z głębi Rzeszy. Aby zachęcić ich do przeprowadzki na prowincję, w dodatku położoną tuż obok granicy ze znienawidzoną Polską, której wielu Niemców panicznie się bało, wybudowano wielkie i luksusowe jak na owe czasy miasteczko. Zaprojektował je niejaki Friedrich Veil, miłośnik modnej wówczas koncepcji miast- ogrodów. W swych wizjach nawiązał do takich miast, które miały regularny, często wachlarzowy układ ulic z głównym placem i ratuszem w centralnym punkcie. Pobudowano kilkadziesiąt szeregowych domków z ogrodami, a poszczególne ulice wychodziły na ten główny plac poprzez owalne bramy. Domki nawet dziś sprawiają bardzo dobre wrażenie, w tamtych czasach były prawdziwym marzeniem dla prostego kolejarza – wyposażone w bieżącą wodę i kanalizację, prąd elektryczny, o bardzo funkcjonalnym rozkładzie, a przede wszystkim o dużym metrażu. Nic dziwnego, że perspektywa otrzymania takiego domku jako mieszkania służbowego skusiła wielu niemieckich kolejarzy do przyjazdu na graniczną placówkę i objęcie tu odpowiedzialnej służby.

Domki zmieniły lokatorów
Po wybuchu wojny w 1939 r. rola Zbąszynka jako stacji granicznej zakończyła się, ale za to wzrosła liczba przesyłanych tędy transportów wojskowych. Było to miejsce obrządzania składów zdążających na front wschodni. Tu wymieniano lokomotywy, naprawiano uszkodzone wagony, formowano na nowo pociągi, by skierować je w miejsca, gdzie toczyły się walki. Rozbudowa stacji nie ustała, tyle że od 1940 r. robiono to siłami jeńców wojennych, których tysiące pracowało w okolicach Zbąszynka. W końcu nadszedł czas ucieczki Niemców. Zbliżający się front w zimie 1945 r. tak ich zaskoczył, że wsiadali do pociągów niemal tak jak stali, często zostawiając cały dobytek w domach, i jak najszybciej ewakuowali się w głąb Rzeszy. Armia Czerwona nie napotkała tu żadnego oporu, toteż  Neu Bentschen nie zostało zniszczone. Pewne szkody poczynili jedynie szabrownicy, ale zabudowania miasta, jak i sam węzeł kolejowy, niemal w nienaruszonym stanie trafiły najpierw w ręce Rosjan, a później Polaków. Ogromny węzeł wraz z niesamowicie rozbudowanym zapleczem technicznym wkrótce przeszedł pod administrację PKP, a kolejarskie domki ponownie zaczęły wypełniać się kolejarzami, tyle że polskimi. Przez krótki czas miejscowość nosiła nazwę Nowy Zbąszyń, jednak szybko zmieniono ją na Zbąszynek.

Na kolei praca dla każdego
Lata powojenne to złoty czas dla Zbąszynka. Kolej zatrudniała tu 3,5 tysiąca osób, podczas gdy w mieście było około 6 tysięcy mieszkańców. Pracę na PKP miał więc zagwarantowaną każdy, a spora część pracowników i tak musiała dojeżdżać z okolic. Działała szkoła kolejowa, Dom Kultury Kolejarza, kolejowa przychodnia zdrowia, klub sportowy, apteka i kilka stołówek. Dziennie przez węzeł przejeżdżało 2 tysiące pociągów, oczywiście głównie towarowych. W wagonach wożono meble do NRD, samochody, maszyny rolnicze, sprzęt gospodarstwa domowego. Tu też formowano pociągi z węglem, który barkami rzecznymi docierał Odrą do portu w Cigacicach, a stamtąd koleją do Zbąszynka, by dalej ruszyć na Zachód. Na torach stacyjnych pracowało wtedy aż 12 lokomotyw manewrowych!

Dziś Zbąszynek nadal jest znaczącym węzłem kolejowym, ale PKP nie pełni już roli jedynego żywiciela jego mieszkańców. Zatrudnienie na kolei zmalało dziesięciokrotnie, podobnie jak liczba pociągów przejeżdżających przez stację. Kilka lat temu zamknięto ogromną lokomotywownię, część jej pracowników przeszła do podobnego zakładu w Czerwieńsku, część zmieniła zawód, podejmując zatrudnienie w wybudowanym obok Zbąszynka ogromnym zakładzie Swedwood produkującym meble dla koncernu IKEA. Miasto jednak nie podupadło, jego mieszkańcy próbują radzić sobie w nowej rzeczywistości. Warto zatrzymać się tu, pokonując trasę z Warszawy do Berlina lub z powrotem, bo w Zbąszynku nie brak śladów prawie stuletniej kolejowej historii tego miejsca, jakich nigdzie indziej nie zobaczymy.

Ciekawostka
29 maja 1984 r. w Zbąszynku gościł przywódca Korei Północnej Kim Ir Sen. Podróżował on specjalnym pociągiem ze Związku Radzieckiego do NRD w ramach przyjacielskiej wizyty w bratnich krajach socjalistycznych. Kiedy gościł w Warszawie, władze polskie zaproponowały mu, by podczas dalszej podróży zwiedził jeden z największych węzłów kolejowych w Europie, na co gość chętnie przystał.