Diabelski rodowód sędziszowskiego dworca

Diabelski rodowód sędziszowskiego dworca

31 października 2015 | Autor: Waldemar Bałda
PODZIEL SIĘ

Inwestorem – jakbyśmy to dziś nazwali – budowy Galicyjskiej Kolei Karola Ludwika, biegnącej z Krakowa do Lwowa, była wprawdzie prywatna spółka, ale koncesji udzielił jej sam cesarz Franciszek Józef, głowa najbardziej, jak się w jego czasach mawiało, katolickiego państwa w Europie.

Fot. Waldemar Bałda

Zarówno pierwsza spółka, stworzona przez Leona księcia Sapiehę, jak i jej następczyni, kontynuująca prowadzenie żelaznego szlaku dalej na wschód od dawnej stolicy Polski – czyli Uprzywilejowane Towarzystwo Akcyjne Galicyjskiej Kolei Karola Ludwika – honorowały porządek prawny monarchii Habsburgów. Zresztą gdy trasa była gotowa, całość przejęły Cesarsko-Królewskie Koleje Państwowe. Skoro więc komunikacyjna antrepryza była blisko związana z tronem, nie sposób przypuszczać, aby mogła kontestować znaną ze starożytności zasadę, iż cuius regio, eius religio. Dworce i tory poświęcano, roboty były zawieszane w dni świąteczne, a pracownicy nie uchylali się od uczestnictwa w nabożeństwach.

Koneksje ze Złym

Taka preambuła wydaje się konieczna, aby we właściwych proporcjach postrzegać głos ludu sędziszowskiego, przypisujący kolei Karola Ludwika koneksje ze Złym. A o takich podejrzeniach wiadomo dzięki dr. Jerzemu Fierichowi, zamiłowanemu zbieraczowi rozmaitych danych statystycznych (z wykształcenia rolnik i filozof, z doktoratem, habilitacją oraz profesurą, z zamiłowania historyk, ekonomista, statystyk, ekonometryk, socjolog, antropolog, astronom, biolog oraz… prasoznawca). W 1936 roku Fierich opublikował część swych zapisków pod tytułem „Przeszłość wsi powiatu ropczyckiego w ustach ich mieszkańców” w woluminie wydanym nakładem oddziału Towarzystwa Szkoły Ludowej w Ropczycach.

Pośród wielu ciekawych spostrzeżeń i notatek znaleźć tam można passus, odnoszący się do kolei: „Na Przedmieściu Sędziszowskiem pamiętają, że przy budowie kolei pracowali »Italijanie«, którzy mieli się żywić żabami. »Po ukończeniu toru pierwszego, gdy już jechał pierwszy parowóz, ludzie mówili, że jedzie djabeł. Wszystkich zaś uświadomiono, że mogą jechać gratisowo do Rzeszowa. Ludzi siadło bardzo dużo, a spowrotem maszerowali. Była to jakby próba, że już mógł jechać parowóz, a ludzie z dalszych wsi mówili: patrzcie, ani wołów, ani koni, sama żelazica goni!« Podobnie w Bobrowej ludzie nadziwić się nie mogli, że tyle wozów jedzie bez koni, a kobiety mówiły, że już będzie koniec świata, bo lucyfer jedzie na ognistym wozie.

Linia kolejowa miała biec przez miasteczka Ropczyce i Pilzno, ale mieszkańcy ich, zdaje się w obawie utraty zarobku furmankami, oświadczyli się przeciw temu projektowi”.

Cały tekst przeczytasz w nr 20/2015 "Kuriera Kolejowego". Zachęcamy do jego zakupu w naszym sklepie internetowym.