Niemcy liczą straty spowodowane strajkiem, do którego doszło w ubiegły weekend na sieci zarządzanej przez Deutsche Bahn. Ostateczny koszt będzie uwzględniał sumę rekompensat za spóźnione pociągi, rachunki za taksówki i przymusowe noclegi, a także naprawę taboru zniszczonego przez grafficiarzy.
Wiadomo z pewnością, że straty w dochodach kolejowych przewozów towarowych i pasażerskich sięgną dziesiątek milionów euro. Ile dokładnie? To jest dopiero ustalane.
W trakcie 60-godzinnego strajku DB musiała zapewnić pasażerom, którzy z winy kolei nie dotarli na miejsce przeznaczenia w określonym terminie, alternatywny transport oraz zakwaterowanie (na podstawie przepisów o ochronie praw pasażerów). Udostępniono też cztery pociągi z wagonami sypialnymi, które służyły pasażerom jako miejsca noclegowe. Dodatkowo, ze specjalnej infolinii skorzystało 140 tys. osób absorbując rekordową liczbę 600 pracowników, w tym wielu wolontariuszy i kierownictwo DB.
Na liście strat widnieje też umyślne zniszczenie infrastruktury i taboru przez wandali, którzy skorzystali z tego, że tabor został pozostawiony bez należytej opieki. Tylko w Berlinie, grafficiarze zdołali zdewastować osiem stacji kolei miejskiej S-Bahn oraz 69 pociągów. Takie przypadki miały miejsce również w Hamburgu i Lipsku. Także pociągów regionalnych nie udało się uchronić przed graffiti, i to pomimo dodatkowych patroli w przymusowo wyznaczonych miejscach postoju taboru.
Przypomnijmy, że protest trwał od soboty od drugiej w nocy aż do 4 nad ranem w poniedziałek. Powodem był brak zgody na żądania związków zawodowych GDL, który chcieli 5 proc. podwyżki oraz skrócenia tygodnia pracy o 2 godziny. Domagano się także by nie tylko maszyniści mogli negocjować swoje pensje, ale także pozostali pracownicy kolei, np. straż ochrony kolei, czy konduktorzy zrzeszeni w swoich związkach zawodowych.
